wtorek, 12 lutego 2008

Michałki-Opałki, czyli czym rozrywa się emigracja


Nie jestem ani zapaloną czytelniczką blogów, ani też żadną pisarką, chociaż pod tym adresem piszę tylko ja. Zaglądam czasem pod adres Kornagi, do którego nawet czasem moich czytelników odsyłam. Bo o ile Kornaga ciągle gdzieś wódkę pije i fajki wodne pali i lubi potem o tym pisać, to moje życie na razie polega na ciężkiej pracy. A ponieważ większość z was ciężką pracę posiada, to przecież nie o tym będę tu pisać. I kończy się na tym, że nie piszę w ogóle. Ale...
Ostatnio w skład mojej, już i tak bardzo złożonej, pracy, weszło zadanie jeszcze jedno, czytanie bloga. Ale nie byle jakiego bloga, a bloga Michał Moszkowicza, jednego z bohaterów mojej (przyszłej!) pracy dok. Bardzo wam polecam tę lekturę piękną, smutną i mnie rozśmieszającą do łez. Bo któż, jak nie Michał, wymyśli taki oto tekst:
"Wczoraj zobaczyłem, że mi mój blog znikł. Nie wiedziałem, czy to z mojego powodu, że jadę blogiem wstecz Czasu, czy też dlatego, że napisałem nie takie słówko i mnie Głównodowodzący Internetowiec wyłączył. Bardzo się tym zmartwiłem. Napisałem nawet liścik do mojego osobistego Administratora, żeby mnie zlustrował i odwiesił."


Ale nie tylko o blogowaniu znajdziecie tam teksty. Wiele o emigracji, a to teraz temat hot, tym bardziej, że Michał należy do tej, którą w tym czasie wspominamy, czyli do Marcowej.

http://michalky.blox.pl/html

Napiszcie proszę, czy to do was przemawia. Bo według mnie to nie my powinniśmy blogować, a nasi rodzice, dziadkowie, nauczyciele, których inaczej trudno znaleźć w cyberprzestrzeni.

sobota, 9 lutego 2008

Persepolis bis



Bis, bo już kolega Kornaga zdążył napisać o filmie. Serdecznie polecam http://kornaga.blogspot.com/. A tu w sumie też nie ja, ale moja siostra powinna napisać, bo w nocy nie spała tylko dalej rysowała te czarno-białe historie prostą kreską stworzonych postaci. A jednak film ani "czarno-biały" ani prosty. Nie mam zupełnie przełożenia na realia, bo nigdy się nie interesowałam miastem persów, może tylko jego starożytną historią w czasach, gdy próbowałam się uczyć greki i łaciny. Film jednak nie oczekuje od odbiorcy jakiejś wielkiej wiedzy na temat Iranu, wystarczy to co w mediach, a w Szwecji na ulicy, czy w moim przypadku w szkolnej ławce przed laty. Ponieważ autorka komiksu, a potem też filmu, od lat mieszka we Francji, to i film jest zrobiony według szablonu zachodniego, dla zachodniego odbiorcy właśnie. Gdyby chciała zorganizować to inaczej, to jest pokazać historię od strony "tubylców", nikt by tego tam nie chciał pokazać, a do nas być może niewiele by dotarło. To tak, gdy oglądamy i nagradzamy filmy chińskie i japońskie: piękna natura, piękni ludzie, wzruszające historie, ale za każdym razem gdy coś takiego oglądam, mam wrażenie, że góra 10% rozumiem. I nie dlatego, że tępa jestem, bo nie jestem (przecież), ale dlatego, że nas nikt tego nie uczył. Nas nigdy nic nie obchodziło, poza naszą własną historią zachodnią. A szkoda! Za parę lat, rzeczywiście władza ze wschodu przyjdzie, a my jej nie powstrzymamy, bo jej nie będziemy rozumieć obyczajów wroga. Jednocześnie narzucanie przez nas zachodniej kultury wszystkim wkoło sprawiło, że oni nas znają od stóp do głów, czy jak się w Szwecji mówi "od wierzchołka po palce u nóg".
Film Persepolis nie rozwiązuje tego problemu, ale zobaczyć warto, oj warto! Chociażby dla pomysłu na to, jak zachować ładny zapach piersi...