piątek, 14 grudnia 2007

Sztokholm - Uppsala - Sztokholm


Jak pewnie wielu z was wie stolicą Szwecji jest Sztokholm. Tu też mieszkam od jakiegoś czasu, jak też pewnie już się zorientowaliście. Jednak nie w Sztokholmie, a w Uppsali mieści się jeden z najstarszych i największych uniwersytetów w Skandynawii. To tu Linneusz działał i kwiatki w albumy układał. To tu rozwijała się cała szwedzka, a nawet szwedzko-fińska (bo wtedy byli razem) myśl romantyczna. Wiele późniejszych intelektów tu się kształciło. Kilka lat temu, to uppsalską, nie sztokholmską skandynawistykę zaszczycił serią wykładów prof. Bolecki (patrz tegoż "Inna krytyka").

Osobiście trafiłam tam ponad 6 lat temu latem, kiedy wydział teologiczny dawał kurs z Biblii we współczesnej literaturze szwedzkiej. A ostatnio pod koniec sierpnia zaczęłam kurs o wielojęzyczności Szwecji w Centrum Badań Wieloetnicznych. Do Uppsali jedzie się ze Sztokholmu 40 minut szybkim pociągiem, więc w sam raz na przeczytanie nieprzeczytanego i odrobienie nieodrobionego. Albo, jak to ja najczęściej w podróży, gapienie się, w zależności od pory roku, w szare, białe, zielone, żółte (tu pola rzepakowe) i słuchanie muzyki. Ale nie o tym chciałam...
Cała przygoda zaczyna sie już na peronie 3 lub 4 stacji Stockholm C o 8.40 w ostatni piątek każdego miesiąca. Ubrana zazwyczaj w pięćdziesiąt różnych kolorów, z włosem rozwianym, torbą wypchaną po pachy, kawą gorącą w jednej, papierosem w drugiej... biegnę do dwóch ostatnich wagonów, bo to one w Uppsali są pierwsze, to jest najbliżej wyjścia ze stacji. I co na tym peronie. Wykonuję niejaki slalom gigant między ludźmi, którzy właśnie przyjechali tym pociągiem z Uppsali do pracy w Sztokholmie. I jacy to ludzie? Oto: porannym z Uppsali do Sztokholmu przyjeżdżają sprytni biznesmeni, zarabiający bankowcy i inni korporanci. Sprytni, bo zarabiają sztokholmskie pieniądze, a zamieszkują Uppsalę, to jest miasto dużo tańsze. Kontrast do mnie i kilku innych współpasażerów wsiadającym do porannego do Uppsali jest porażający. My z kwiatami we włosach, wielkim biciem serca i oczami palącymi do nauki, oni z żelem, tudzież innym świństwem we włosach, krawat szyję dusi, teczuszka skórzana same cyferki mieści, laptop nawet nie wyłączony, bo przecież zaraz znów się nad nim sądzie... A my? Ci, co zamieszkują Sztokholm i ledwo na zero miesięcznie wychodzą, ale uparcie tkwimy w ukochanym Sztokholmie, bo teatry, kina, festiwale, poeci, pisarze... rozumiecie! Taki duch. W pociągu rozkładamy nasze notesy, książki, teczki papierowe, mp3 i marzymy...
Popołudniu zmiana. Z Uppsali do Sztokholmu jadą z wciąż rozpalonym czołem i rozwianym włosem szczęśliwi akademicy; ze Sztokholmu do Uppsali wracają zmęczeni, wyświechtani biznesmeni zastanawiając się nad tym, w której pizzy czy sushi kolację na telefon zamówić.

A piszę to wszystko czekając na mojego policjanta, który w drodze do domu ma zajść do wspaniałego sklepu rybnego, który mamy nieopodal, i na kolację zakupić dorsza, czy innego łososia dziś złowionego. Dziś piątek, to pewnie i przystawka będzie... paté krabowe? Pięknego wieczora wam życzę i smacznego (nawet jeśli macie dziś mielone).

1 komentarz:

Dawid Kornaga pisze...

W W-wie z kolei miśki korporacyjne prą na Józefosław lub Białołękę. Ale w korkach, więc podwójnie w dupę dostają.
sądzę, że mimo wszystko nie wszyscy oni są tacy. Niektórzy wiele w życiu przeszli, by dorobić się czegokolwiek. Z biednych rodzin etc. Nie skreślajmy ich hurtem:)
A kolorowe towarzystwo to często i gnuśni, i zadufani, i zmęczeni, przepoceni nieudacznicy, którzy nie mają nic do powiedzenia.